środa, 6 sierpnia 2014

Let's talk! ze mną, czyli WYNIKI konkursu rocznicowego


Po niemal całym miesiącu trwania konkursu przyszedł czas na ukazanie odpowiedzi na Wasze pytania, a zatem:

Zapraszam Was do zapoznania się z kolejnym postem z cyklu Let's talk!, w którym to WY, a nie ja zadajecie pytania blogerce (w tym przypadku mnie ^^)!

Czy jesteś osobą szczęśliwą, spełnioną, czy może czegoś Ci jeszcze brakuje do szczęścia?
Zawsze wydaje się człowiekowi, że byłby szczęśliwszy, gdyby miał coś, czego nie ma. Więc nie mogę powiedzieć, że jestem szczęśliwa, chociaż na pewno czuję się spełniona. Piszę, co jest moją pasją i coraz częściej słyszę, że jestem w tym dobra – czego chcieć więcej? Wielu rzeczy, ale część z nich jest dla mnie po prostu nieosiągalna lub ode mnie niezależna.

Jakie są Twoje marzenia?
Moje marzenia zawsze oscylują w okolicach bliżej nieokreślonej przyszłości. Ale wydaje mi się, że najlepsze jest to, że w tej chwili żadnego nie potrafię przywołać. Marzenie nie powinno być proste i łatwe do spełnienia, dlatego staram się nie mieszać go z życzeniem. Jednak tym, co wydaje mi się niemożliwe, a co bardzo chciałabym móc zrealizować jest podróż po Wielkiej Brytanii. Ale nie tak, żeby przez dwa tygodnie jeździć po wyspach z językiem na brodzie. Chciałabym móc się tym rozkoszować.

Jakie jest Twoje największe marzenie?
Moim absolutnie największym marzeniem jest zatrzymanie czasu tak, bym mogła przeczytać wszystkie ciekawe książki.

Skoczyłabyś ze spadochronem?
Nie, mam zbyt wielki lęk wysokości, żeby się na coś takiego zdobyć.

Bohaterką jakiej baśni chciałabyś się stać?
Moją ulubioną baśnią jest chyba „Kopciuszek”, ponieważ czuję, że w pewnym sensie jestem do bohaterki bardzo podobna. Niemniej jednak, jeśli miałabym wybierać, byłabym Jasminą, zawsze zazdrościłam jej tygrysa!

Wolałabyś móc żyć w świecie ze swojej ulubionej powieści przez miesiąc, czy przenieść do rzeczywistego/realnego świata jedną z postaci z tej książki?
To pytanie było tylko z pozoru takie łatwe. Bo przecież, oczywiście, mogłabym chcieć np. Cole'a obok siebie, ale czy odnalazłby się w świecie bez zombi? No właśnie, nie do końca wiadomo ;) Dlatego wybieram chyba opcję numer dwa. Nie ma przynajmniej określonego czasu trwania. I wybrałabym chyba Ruby z „Mrocznych umysłów”. Mogłybyśmy się w sumie polubić.

Wolałabyś dostać od nieznajomego darczyńcy 50 książek, które chciałabyś przeczytać, czy cała bibliotekę, której zawartości (tytułów książek) nie znasz?
Zdecydowanie te, które chciałabym przeczytać. Na półce w moim domu już teraz leży z 60 pozycji do przeczytania, ale mimo to bałabym się, że książki w ofiarowanej bibliotece mogłyby nie mieścić się w moich widełkach tolerancji. Niektórych gatunków literackich po prostu nie potrafię przetrawić.

Wolisz Cole'a z Alicji w krainie zombi, czy Jace'a z Miasta Kości?
Co to za pytanie?! Oczywiście, że Cole'a! Serii pani Clare nie lubiłam, nie lubię i pewnie nigdy nie polubię, a Jace nie jest dla mnie nikim niezwykłym. Pewnie właśnie w tej chwili linczujecie mnie komentarzami, ale mówię Jace'owi stanowcze NIE!

Wielu ludzi wychodzi z założenia, że blogowanie to pikuś. Jaki Ty masz stosunek do blogowania? Przejmujesz się opinią innych na ten temat?
Na ten temat”, czyli rozumiem, że chodzi o opinie moich znajomych na temat tego co robię. Cóż, dla mnie pisanie było zawsze formą odpoczynku, a jeżeli w ten sposób mogę dać coś innym i jednocześnie kształtować swoją obowiązkowość i pamięć o przeczytanych lekturach, z chęcią w to wchodzę. Owszem, zajmuje to stosunkowo dużo czasu i momentami jest stresujące, kiedy plan publikowania rozjeżdża się z powodu braku internetu, ale mimo wszystko, po podliczeniu wszystkiego, gdybym teraz przestała, brakowałoby mi tego równie mocno, co cukierków przez kilka pierwszych dni diety bez cukru. A co do opinii... Tylko kilkoro z moich znajomych wie, że się tym zajmuję. Miałam już w sumie przynajmniej 10 blogów i o większości wiedzieli, a że nie utrzymały się długo, było mi potem nieco wstyd. A teraz jakoś nie czuję potrzeby ich informować. Najbliżsi znajomi wiedzą, reszta raczej nie musi. Ale jak ktoś zapyta, to się nie wyprę :)

Jeżeli miałabyś stworzyć własną planetę, jaka ona by była, co byś na niej umieściła? Budujesz ją od podstaw, również możesz stworzyć zwierzęta i ludzi. Opisz planetę, stworzenia na niej oraz podaj jej nazwę.
Nigdy nie przepadałam za takimi pytaniami. Moja wyobraźnia, choć bujna, nie potrafi przekazać mi tych fantazji w sposób nadający się do zapisania, niestety. Ale mogę spróbować. Każdy człowiek mieszka na osobnej planecie, gdyż były one domami. Wchodzisz do wnętrza, w kominku nieustannie pali się jądro planety, bo przecież w kosmosie jest zimno. I odwiedzają się, podróżując po gwiazdach. Nazwałam ich ludźmi, ale mają czarne twarze z oczami w kształcie trójkątów ostrych, których podstawy (te boki na przeciwko najmniejszych kątów) skierowane są do siebie. Zieje od nich jasna, lekko zielona poświata, a usta ich rozciągnięte są w wiecznym uśmiechu śnieżnobiałych zębów. Porozumiewają się za pomocą myśli, gdyż nie są w stanie rozewrzeć zębów, niemal jakby był sklejone superglue. Każda planeta inaczej się nazywa, w zależności od tego, jak sobie wybrali właściciele. A nad wszystkim sprawuje władzę Wielka Czerwona Twarz z zielonymi oczami i ustami pełnymi kłów. Nikt z nią nigdy nie rozmawiał, ale są plotki, że ci, którzy się jej nie spodobają lub nie wykonają poleconego w listach wrzucanych do skrzynek zadania, zostają pożarci, bez prawa obrony. Tylko Wielka Czerwona Twarz ma oczy ze źrenicami. Pozostałe istnienia są właścicielami tych nieco skośnych trójkątów. Niezależnie od humoru, ich usta zawsze są rozciągnięte w uśmiechu, a oczy ustawione tak, jakby planowali coś złego... Więcej nie jestem w stanie opisać, jak mówiłam, moja wyobraźnia jest nieco chaotyczna.

Stoisz twarzą w twarz z mordercą bądź gwałcicielem, co robisz? Bierzesz przykład z książki? Jeśli tak, to z jakiej i dlaczego taki jest Twój wybór?
Nie lubię gier RPG, dlatego nie dziwne jest to, że to pytanie napawa mnie niechęcią... Jednak zobowiązałam się odpowiedzieć na wszystkie, więc: między mordercą a gwałcicielem jest pewna różnica. Jeden mnie zabije, a drugi wykorzysta. Jeśli więc to morderca, to muszę pozbawić go w jakiś sposób broni lub unieruchomić zagrażające mi ręce albo nogi.

Ostatnia piosenka Nicholas Sparks okładka
Okładka książki Ostatnia
piosenka
Są książki i książki. Takie które spływają po czytelniku jak kolejna z milionów kropel i nie pozostawiają żadnego echa, ale i takie które na trwale upychają się w serduszku i nie chcą go nigdy opuścić. Tak jest i ze wspomnieniami na temat owych książek - z niektórymi wiążą się takie, które na zawsze pozostaną w pamięci. Czy i w Twoim przypadku istnieje jedna książka, z którą wiążą się najlepsze, być może najgorsze wspomnienia, które na zawsze z Tobą zostaną?
Zdecydowanie tak. Być może to infantylnie zabrzmi, ale jest książka, z którą wiążę specjalnie wspomnienia, a to dlatego, że to przy niej pierwszy raz płakałam. W sensie – płakałam, bo tak bardzo utożsamiłam się z bohaterką. Chodzi mi o powieść Nicholasa Sparksa „Ostatnia piosenka”. Żadna książka później mną tak nie wstrząsnęła. Natomiast, jeżeli chodzi o nieco przyjemniejsze wspomnienia, na pewno mogę przywołać książkę Marcina Pałasza „Heca nie z tej Ziemi”. Pamiętam, że to była jedyna książka, którą mama czytała na głos mnie i moim siostrom i śmiała się przy tym tak bardzo, że nie potrafiła przebrnąć przez stronę.

Wytrwała i aktywna działalność w blogosferze wymaga od blogerki zaangażowania, chęci i... No właśnie - czego jeszcze? Jakie cechy powinien mieć recenzent, by można go nazwać osobą, która dobrze się spisuje? Czy od początku widziałaś je w sobie, czy dopiero czas i nabywane doświadczenie pozwoliło je w sobie rozwinąć?
Nie, na pewno nie widziałam ich w sobie. Moją najgłówniejszą cechą jest tzw. słomiany zapał, więc nawet mi do głowy nie przyszło, że uda mi się wytrwać rok (!), a co dopiero dłużej i nadal mieć do tego tyle chęci, ile na początku. A co do cech recenzenta – oprócz zaangażowania i chęci koniecznie musi lubić to, co robi. To musi być pasja, bo inaczej widać, że jego teksty są pozbawione duszy, nie są świeże. Wydaje mi się, że jeżeli ktoś zaczyna (np. po kilku latach recenzowania) myśleć o napisaniu recenzji jak o obowiązku, powinien dać spokój i znaleźć sobie inne zajęcie.

Bohaterowie w książkach często mają cechy swoich autorów, często ich osobowość jest zaczerpnięta od osób z najbliższego otoczenia - przyjaciół, krewnych, znajomych... Gdybyś to Ty pisała swoją książkę, a bohaterkę zdecydowała kreować na podobną do Ciebie, to jakie miałaby cechy? Odważne, śmiałe, dążące do celu po trupach czy pełne wątpliwości, płoche?
Nikt nie lubi czytać o płochych bohaterkach. One powinny być silne, mocne i śmiałe. Z moich cech na pewno umieściłabym w takiej postaci wiarę we własne przekonania i umiejętność obrony swojego zdania (nad czym cały czas pracuję). Chodzi mi o to, żeby nie szła za tłumem i potrafiła się postawić, żeby nie przejmowała się opiniami innych ludzi. I na pewno umiałaby się śmiać z samej siebie, miałaby dystans do otoczenia. Oczywiście część z tych cech jest w trakcie realizacji w moim charakterze, ale taka chciałabym być docelowo ;)

Jaka jest twoja najśmieszniejsza historia z dzieciństwa, którą wspominasz z uśmiechem na twarzy?
Najśmieszniejsza historia z dzieciństwa? Z tym będzie problem, bo nie byłam (teraz sprawa wygląda nieco inaczej ;)) zbyt... społecznym dzieckiem. Lubiłam bawić się sama, zajmować się sama sobą i nienawidziłam, kiedy ktoś wchodził mi w środek zabawy. Ale jak miałam około ośmiu lat i moje siostry miały odpowiednio sześć i cztery, zaczęłyśmy bawić się w szkołę. Szafki w naszym pokoju miały taki morski kolor, a mama akurat tego dnia kupiła nam kredę do rysowania po chodniku, więc zrobiłam z tego tablicę, rysowałam litery, a moje siostry udawały, że coś rozumieją. Aż nagle przyszła mama i zobaczyła, że maluję kredą po szafkach. Kazała mi to zmyć, a że kreda się rozmazuje i się nie dała tak łatwo, zaczęłam strasznie płakać. Wtedy, oczywiście, nie było mi do śmiechu, ale teraz kąciki ust same mi się podnoszą ;)

Twoje najbardziej pechowe zdarzenie?
Kiedy w czwartej klasie kopałam takiego jednego chłopaka po piszczelach w szatni, bo mi nie chciał dać gumy do żucia, a potem, w trzeciej gimnazjum, kiedy zaczęłam się z nim umawiać i sobie przypomniałam o tym incydencie. Modliłam się, żeby nie skojarzył mnie wtedy ze mną teraz. A potem, na dokładkę, kiedy już ze sobą skończyliśmy i do mnie napisał, chciałam wysłać naszą rozmowę mojej przyjaciółce i przez pomyłkę wysłałam to do niego, wraz z moim komentarzem.

Wszystkie książki na świecie płoną. Gdybyś mogła uratować tylko jedną, która to by była i dlaczego akurat ta?
Tylko jedną... Być może dziwnie to zabrzmi, ale wzięłabym Biblię, bo to „książka”, która jest bardzo ważna dla mojej mamy. Byłaby dla mnie pamiątką po niej, kiedy już zabraknie jej wśród żywych, co, mam nadzieję, nie nastąpi zbyt szybko.

Czy okładka ma znaczenie?
Oczywiście! Ogólnie jest elementem, który decyduje, że osoba, która nigdy o niej nie słyszała, zainteresuje się nią w księgarni. Dla mnie to podstawowa kwestia. Zawsze oceniam książki po okładkach. Wiem, to jest złe, niemiarodajne, płytkie... Ale co poradzę, że książkę z ładną okładką przeczytam o wiele szybciej niż tą, której okładka mi się nie podoba?

Z jaką postacią książkową chciałabyś się zaprzyjaźnić?
Z Arią Montgomery z serii Sary Shepard „Pretty Little Liars”. Uważam ją za taką przyjaciółkę na dobre i na złe, która zawsze przyjdzie wesprzeć. Nawet, gdyby był środek nocy, a ona na wakacjach na drugim końcu kraju. Poza tym jest chyba najbardziej trzeźwo myślącą bohaterką ze wszystkich, jakie w tej chwili mogę sobie przypomnieć. (Od razu zastrzegam – serię skończyłam na 12. tomie, ostatnio lepiej pamiętam serial, którego obejrzałam 3 całe sezony, a nie książki.)

Kto albo co zainspirowało cię do prowadzenia tego wspaniałego bloga?
Po prostu chciałam gdzieś zapisywać to, co kotłowało mi się w głowie na temat każdej przeczytanej książki. A że pomyślałam, że ktoś może z tych moich przemyśleń skorzystać, zaczęłam pisać o tym na blogu. Oczywiście mój styl pisania ewoluował, długość i charakter tekstów również. Na początku moje „recenzje” przypominały streszczenia z jasnymi tylko dla mnie skrótami myślowymi. Dopiero po kilku tygodniach pisania niemal codziennie i czytania recenzji na popularnych wówczas blogach, zaczęłam to robić w bardziej „profesjonalny” sposób.

Co najbardziej lubisz w czytaniu?
Genialne jest to, że razem z bohaterami przeżywam ich historie. Wbrew pozorom z dzisiejszej literatury można się sporo nauczyć. Razem z Katniss Everdeen zgłosiłam się do igrzysk, a potem cierpiałam, gdy Peeta został zabrany do Kapitolu, razem z Hermioną pomagałam Harry'emu i Ronowi w pracach domowych, razem z June ratowałam Daya, a razem z Shaunem starałam się nie zwariować do końca i pakować te kulki w głowy zombie. Tyle wspaniałych przygód, tyle emocji... Nie oddałabym tego za żadne skarby świata.

Czym kierujesz się wybierając książki?
Aż wstyd się przyznać – okładką. Dopiero, kiedy okładka wpadnie mi w oko, decyduję się na sprawdzenie gatunku książki. Bardzo rzadko czytam opisy z tyłu. Tak robię tylko, gdy waham się przy kupnie. W pozostałych przypadkach główną rolę gra okładka i gatunek literacki.

Łatwo jest ulec określonym trendom, poglądom, opiniom. Czy sięgniesz po książkę, która ma same negatywne recenzje? Albo odwrotnie, po książkę z gatunku, którego nie lubisz, ale opinie o niej są bardzo dobre?
Nie. Staram się nie wyrabiać własnej opinii lub daleko idących oczekiwań na podstawie recenzji innych, chyba że mowa o recenzjach Kapturka. Jej recenzje niemal w każdym przypadku są odzwierciedleniem moich własnych myśli po lekturze przed lub po tym, jak je publikuje. Jej opiniom ufam całkowicie, resztę niestety traktuję z przymrużeniem oka. To samo tyczy się gatunków. Mam kilka, które lubię i w ich obrębie staram się obracać i w minimalnym stopniu polegać na opiniach. Jeżeli chodzi o pozycje z gatunków, które staram się omijać lub ich po prostu nie znam – nie czytam żadnych opinii.

Dzieci traktują książki jak zabawki - rzucają nimi, zginają, piszą na marginesach. Jak wytłumaczyłabyś maluchowi, aby szanował książki? A może pamiętasz jak Ty traktowałaś książki za czasów „maleńkości”:)?
Ja zawsze szanowałam książki. Odkąd pamiętam starałam się, by stały w równym rządku na półce, od najmniejszej do największej i zawsze dosunięte do zewnętrznej krawędzi półki. W tym względzie zawsze byłam (i nadal jestem) pedantką. Mojemu młodszemu rodzeństwu opowiadam zawsze historię, że bohaterowie książki, którą rzucili, jakieś robaczki na przykład, chociaż są na obrazkach, wiedzą, co dzieje się z ich książką. I tak jak mojego brata i siostrę boli, jak się przewrócą, tak i te robaczki boli, jak rzucą ich domem, książką. Jak na razie skutkuje.

Czy Twoi znajomi czytają regularnie bloga?
Nie wiem, mówiąc szczerze. Nie chwalą mi się, ale w sumie ja też nie mogę powiedzieć, że czytam każdy ich post od deski do deski. Czasem nie interesuje mnie tematyka, czasem, z powodu braku czasu, przelatuję tylko wzrokiem tekst. W sporadycznych przypadkach komentuję. I tego samego spodziewam się po moich znajomych. Bo w końcu to, że jesteśmy znajomymi, nie opiera się tylko i wyłącznie na naszych blogach.

Ludzie mają przeróżne zainteresowania od szydełkowania począwszy na motocyklach skończywszy. Co sprawiło że spośród tak wielu dostępnych zainteresowań/hobby Twoją pasją zostało akurat czytanie książek i pisanie recenzji?
Kilka lat temu zauważyłam u siebie takie „kreatywne przebłyski”. Było tak, że na miesiąc stawałam się wielką artystką i z tamtego okresu mam dwa zeszyty zapełnione szkicami wątpliwej wartości artystycznej. Kiedy indziej namiętnie wyszywałam krzyżykiem, pisałam piosenki, grałam na pianinie akustyczne wersje moich ulubionych kawałków, pisałam pamiętniki... W końcu przyszedł czas na moje pisanie o pisaniu kogoś innego. I to, jak na razie, trwa i nie zamierza przestać, z czego ogromnie się cieszę, bo czytać uwielbiam od zawsze. Tylko to mi się nigdy nie zmieniło.

Czy masz jakiś przekaz dla nowicjuszy, którzy również posiadają zamiłowania, pasje, hobby, chcieliby rozpocząć prowadzenie bloga, jednak nie są do końca pewni czy sobie z tym poradzą, ze względu na brak doświadczenia?
Żeby mieć doświadczenie, trzeba zacząć. Przecież nie każdy wielki recenzent miał od razu nieskazitelny styl, wyrobione zdanie na każdy temat i możliwą do przekazania w sposób cywilizowany opinię! Do tego dochodzi się miesiącami, a czasem nawet i latami. Poza tym, polska blogosfera jest stosunkowo tolerancyjna, więc rzadko zdarza się, że wszyscy jak jeden mąż zaczną wyśmiewać Twoje posty. Zdarzają się takie osoby, oczywiście, ale coraz częściej spotykam się raczej z tymi, którzy radzą, a nie hejtują. Zawsze można przecież przestać, jeżeli się okaże, że to jednak nie dla Ciebie.

Czy wiążesz swoją przyszłość zawodową z Twoją pasją? Np. jako dziennikarz, redaktor, a może autorka książek? Czy też może swoją karierę chcesz skierować na zupełnie inne tory?
Jestem zwolenniczką poglądu, że pasja nie może równać się pracy zarobkowej, bo wtedy w końcu przestanie być pasją. Owszem, bardzo chciałabym pracować w wydawnictwie, jako profesjonalny recenzent bądź tłumacz, ale wiem, że wtedy po upływie kilku miesięcy zamknęłabym bloga. Albo bym się wypaliła i stała zagorzałą przeciwniczką czytania, czego z pewnością nie chcę.

Deszcz głośno bębni w szyby, a ty ciągle siedzisz w swoim pokoju z książką w ręku, popijając ulubioną herbatę. Nagle, Twoich uszu dosięga głos prezentera telewizyjnego, który ogłasza, że świat, jaki znasz zakończy się za 24 godziny, gdyż w planetę zmierza ogromna asteroida. Jak spędzisz ostatni dzień swojego życia?
Śmierć oznacza utratę świadomości, zatem na pewno nie powiem sobie „trzeba wszystkiego spróbować”, bo przecież po śmierci już nie będę tego świadoma. Raczej postaram się pożegnać ze wszystkimi, zapewnić ich o tym, co o nich myślę, wyrównać rachunki. I zrobię wszystko, żeby głęboko ukryć wszelkie moje pamiątki, które mogłyby coś komuś powiedzieć na mój temat. Bardzo bym się ucieszyła, gdyby ktoś je znalazł (jeżeli ktokolwiek przeżyje) i ucieszył się na ich widok, tak jak ja cieszę się oglądając stare zdjęcia moich rodziców.

Czytanie książek, wzbudza u czytelnika, w większości przypadków, miłe wspomnienia, dostarcza spokoju ducha i wolności umysłu, lecz nie zawsze. Czy była taka książka, jeżeli tak to jaka, która wyprowadziła Cię z równowagi?
Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że taką książką była powieść pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej pt. „Brudny świat”. Zrujnowała mi życie na przynajmniej kilka dni, a gdy już się zdołałam podnieść, siedzi mi w głowie i nie chce wyjść. Pani Łoniewska (kto czytał, ten wie) jest zdolna zadać cios w brzuch, a potem jeszcze dokopać w kręgosłup, kiedy już się myśli, że męczarnia się skończyła. Oczywiście chodzi mi tu o męczarnie psychiczne, bo, jak już pewnie wiecie, dzięki jej książkom, dowiedziałam się, że jestem masochistką. Pomimo tego, że książki pani Łoniewskiej zawsze działają na mnie niszcząco, nie mogę doczekać się kolejnych historii jej autorstwa.

Każdy z Nas posiada jakieś marzenia, jedni posiadają ich mniej, drudzy więcej. Znam osobę, która święcie wierzy w apokalipsę zombie, poznałam też marzenie innej osoby, która nie widzi świata po za tym, by wydać swoją autorską książkę. Marzenia trzeba mieć by do czegoś dążyć, lecz czy uważasz, że powinno się mieć jedno marzenie i po jego spełnieniu obrać nowy cel? Czy jednak sądzisz, że posiadanie większej puli życzeń w jednym czasie jest dla człowieka bardziej motywujące?
Wydaje mi się, że to kwestia całkowicie indywidualna. Dla mnie najlepszą motywacją jest posiadanie jednego. I kiedy się do niego dotrze, wtedy dopiero zaczyna się myśleć o następnym, bo ludzie dorastają, ich poglądy ulegają zmianom, zatem zbyt wiele marzeń wprowadza chaos i po pewnym czasie część z nich się po prostu dezaktualizuje, a wtedy dopada człowieka poczucie beznadziei i ma on wrażenie, że nie zna samego siebie. A przynajmniej ja tak miałam swego czasu.

Czy kiedykolwiek zamieniłabyś czytanie na jakieś inne hobby?
Jeżeli już to tylko i wyłącznie na pisanie. Chciałabym przelać swoje myśli na papier w postaci największego bestsellera wszech czasów, ale wiem, że przez to, że recenzuję i wyłapuję błędy, moja książka wydałaby mi się pełna potknięć i niedociągnięć. Wydawałaby mi się zbyt przewidywalna albo znowu za bardzo szokująca i dezorientująca. Kilka powieści mam nawet zaczętych, ale żadnej pewnie nigdy nie skończę. Tak jak krytycy kuchni sami nie gotują, tak recenzenci nie piszą (zazwyczaj) dobrych książek.

Czy masz czasami takie dni, że nie masz ochoty czytać?
Częściej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Szczególnie teraz, w wakacje. Ustanowiłam sobie harmonogram, żeby przeczytać jak najwięcej książek z tego, co czeka od kilku miesięcy na półkach w moim pokoju i teraz nawet, gdy chciałabym zrobić coś zupełnie innego, z tyłu głowy od razu słyszę bardzo uczynny głosik, który przypomina mi, że jeżeli chcę się ze wszystkim wyrobić, to czeka na mnie dzisiaj jeszcze 60 stron „Anny Kareniny”. Z jednej strony harmonogram mnie motywuje, a z drugiej czasem chciałaby go wyrzucić w cholerę. W roku szkolnym nie jest tak źle, bo książki fabularne pomagają mi odreagować szkolny stres. Dzięki nim moje zdrowie psychiczne nie jest całkiem w kawałkach – ma jedynie rysy ;)

Jak wpadłaś na pomysł pisania bloga?
Wiele razy to już powtarzałam, więc co mi szkodzi ten jeden raz więcej? ;) Chciałam gdzieś zapisywać to, co myślę o przeczytanych lekturach, by móc to sobie przypomnieć, jak będę miała ochotę powspominać albo wypadnie mi z głowy ważny szczegół, który bardzo chciałam pamiętać. A że pomyślałam, że komuś może tym pomogę, zaczęłam to robić w internecie, a nie w zeszycie w kratkę.

Ile masz w domu książek?
Jeżeli chodzi Ci o wszyyystkie, wszystkie, jak mam w całym domu, to nie mam pojęcia Będzie pewnie z 500, wliczając wszystkie książki mojej mamy, sióstr, brata... Według lubimycztac.pl, mam 172 książki. Trzeba do nich dodać z 50, które stoją w kartonach na strychu i kilka, które niedługo do mnie przyjdą z wymian lub od wydawnictw i wychodzi nam jakieś 240 książek. Oczywiście to tylko liczba przybliżona, bo nie mam pojęcia, ile ich mam naprawdę.

Czy wszyscy autorzy, z którymi przeprowadzałaś swoje wywiady na blogu, byli skorzy do rozmowy? (Czy zdarzyło Ci się zmierzyć z odmową?)
Na szczęście byli, ale to dlatego, że każdy z nich brał udział w akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają. A ja jedynie rozmawiałam z nimi na potrzeby promocji. Ale w trakcie prowadzenia bloga raz natknęłam się na... odmowę, chyba mogę to tak nazwać. Było to jakoś w okolicach grudnia-stycznia tego roku. Akurat tak się stało, że miałam możliwość porozmawiać z panią Joanną Trzepiecińską (Alutką z „Rodziny zastępczej” lub polskim głosem Dory z „Gdzie jest Nemo”), więc podeszłam i zapytałam, czy, jako autorka wielu słuchowisk, zgodziłaby się udzielić mi krótkiego wywiadu na mojego bloga. Pani Trzepiecińska bardzo się ucieszyła i nakazała swojej asystentce? menadżerce?, żeby dała mi numer telefonu i powiedziała, że jak już będę gotowa, to mam zadzwonić i telefonicznie ustalić szczegóły. Jakoś przed feriami zadzwoniłam, przedstawiłam się, powiedziałam, w jakiej sprawie dzwonię i usłyszałam bardzo sympatyczny głos tej właśnie pani asystentko/menadżerki, że ona mi wyśle SMSem adres mailowy, na który mam wysłać pytania. Nie kłóciłam się, chociaż miałam nadzieję na wywiad twarzą w twarz, ale w końcu pani Trzepiecińska na pewno ma ważniejsze sprawy niż jakiś tam wywiad z podrzędną blogerką, która nawet nie ma jeszcze roku doświadczenia. Wysłałam pytania, wszystkie skonsultowane z nowo poznanym wówczas Czerwonym Kapturkiem, pełna dobrych myśli. Ale kiedy po trzech tygodniach nie miałam odpowiedzi, zaczęłam się niepokoić. Wysłałam pytania drugi raz, pewna, że po prostu gdzieś się zagubiły. I tak minęło półtora miesiąca od telefonu, a odpowiedzi nadal nie miałam. W końcu zebrałam się na odwagę i zadzwoniłam do tej pani asystentko/menadżerki. Przedstawiłam się i w chwili, gdy mówiłam „miałam przeprowadzić wywiad na mojego bloga z panią Trzepie...”, usłyszałam dźwięk odłożonej słuchawki. Zadzwoniłam raz jeszcze, bo pomyślałam, że po prostu przez pomyłkę któraś z nas się rozłączyła. Zajęte. Stwierdziłam, że zadzwonię następnego dnia, bo może ta pani ma jakieś ważne spotkanie albo coś... Dzwoniłam w sumie codziennie, przez kilka dni. Zawsze z tym samym skutkiem. Albo zdążyłam się przedstawić, albo cały czas było zajęte...
Trochę się zraziłam, bo kto by się nie zraził, ale pomyślałam sobie, że trudno. Tylko przykro mi było, że takie zachowanie nazywa się profesjonalizmem. Wielokrotnie zaznaczałam, że jeżeli okaże się, że sytuacja się zmieniła i wywiad jest niemożliwy, proszę o taką informację, a tu nic... Przykro mi było, nie ukrywam, ale co mogłam zrobić? I tak zostało: pytania w folderze z przeprowadzonymi wywiadami i autograf udzielony naprędce, na skrawku papieru.


Jak widzicie, dwa pytania zostały podkreślone i ich autorki wygrywają konkurs! ;)
Na drugim miejscu postanowiłam postawić pytanie zgłoszone przez jogokoko!
Czy wszyscy autorzy, z którymi przeprowadzałaś swoje wywiady na blogu, byli skorzy do rozmowy? (Czy zdarzyło Ci się zmierzyć z odmową?)
Było inne niż wszystkie i nie odnosiło się do mnie samej, a do treści, jakie publikuję, co znaczy, że jogokoko choć trochę pobuszowała w zakładkach ;)

Natomiast na pierwszym znajduje się pytanie zgłoszone przez Iję!
Co najbardziej lubisz w czytaniu?
Pisząc odpowiedź cały czas się uśmiechałam. Przypominałam sobie i wspominałam, co bardzo lubię robić, a rzadko mam na to czas. A, co ważniejsze, były to przyjemne wspomnienia ;)

Losowanie wygrała Zjadam skarpety!
Mam nadzieję, że pierwszy tom Alicji w Krainie Zombie Cię zadowoli ;)

Zwyciężczynie, sprawdźcie maile, a Wam wszystkim ogromnie dziękuję za zabawę