niedziela, 24 sierpnia 2014

100. "Zakręty losu" Agnieszka Lingas-Łoniewska

Zakręty losu Agnieszka Lingas-Łoniewska okładka



Info:
Autor: Agnieszka Lingas-Łoniewska
Tytuł: Zakręty losu
Wydawnictwo: Novae Res
Rok wydania: 2012
Liczba stron: 352
Numer tomu: 1

Czy ktokolwiek zna osobę, która nawet przez chwilę nie była zakochana w twórczości tej polskiej autorki, mnożącej kolejne historie, jak mennica wybijająca jednogroszówki? A najlepsze jest to, że podczas gdy jednogroszówki są niemal nic niewarte, książki pani Łoniewskiej dla wielu przedstawiają wartość większą niż czyste złoto.


Niezbadane są wyroki ludzkie i kiedy Kasia zmuszona jest przenieść się w październiku klasy maturalnej do innej szkoły, nie jest zbyt zadowolona. Ma jedynie nadzieję, że jej ojciec dobre wybrał, żeniąc się z Anką i tym samym robiąc z Kaśki przyrodnią siostrę Małgośki, która nie należała do przyjemnych w obyciu i dużo krwi napsuła całej rodzinie. Nie przypuszczała, jak zakończy się zwyczajne spotkanie w parku, ale koniec końców... życie jest pełne tajemnic i niedopowiedzeń.

Podczas lektury wprost nie mogłam zdzierżyć zdrobnienia, jakie wymyśliła dla bohaterki, mojej imienniczki, autorka. Ja się pytam: jak można zmienić takie piękne imię zamiast na Kasia, Kasiunia, Kasieńka lub w ostateczności Katinka, to na: Katka? No jak?! W rozmowie z Kapturkiem na ten temat, ona słusznie zauważyła, że to trochę jak taki żeński odpowiednik zawodu: kat. Katka. Nie potrafię tego pojąć i pewnie większość Kaś też nie znajdzie na to siły. Ale, nie z samych Katek składa się książka (na szczęście, bo to chyba pierwszy raz, gdy skrytykowałam tak bardzo coś w książce pani Agnieszki).

Z początku, po pierwszych dwudziestu stronach, mimo wielkiego zapału, zaczęłam dostrzegać, że autorka chyba zaczęła popadać w schematyczność i jej wersje zawiązania akcji zrobiły się nieco naciągane, ale oczywiście im głębiej zatapiałam się w akcję, tym bardziej zaczęłam dostrzegać inność tej powieści od pozostałych, które zdążyłam już poznać. Pani Łoniewska jak zwykle zaaplikowała mi najpierw zastrzyk zmniejszający uwagę, a potem ni stąd, ni zowąd przywaliła z grubej rury tak, że gdyby nagle w tekście znalazło się zdanie: „skocz z okna”, pewnie bym skoczyła. Na szczęście potem przyszła chwila wytchnienia, ale to także zostało wykorzystane do odwrócenia uwagi. Pani Agnieszka jest mistrzynią mydlenia oczu tym, że wszystko jest w porządku. I kiedy człowiek już zaczyna jej wierzyć, już jest gotowy z zaufaniem położyć głowę na jej kolanach i pozwolić się głaskać po główce, ona, nie dość, że zaczyna śmiać się prosto w twarz, to jeszcze szczuje psem. Wielkim wilkiem z ośmioma rzędami zębów i czterema głowami.

Tak, pani Lingas-Łoniewska jest mistrzynią w tej dziedzinie. Ale później, oczywiście, taki człowiek wraca do niej, jak zraniony pies wraca do swojego pana, który go bije, i gra zaczyna się od nowa. Dodatkowo nadal nie mogę nadziwić się, że można w książce, która w gruncie rzeczy jest romansem, tak umieścić wątek kryminalny, że w pewnym momencie czytelnik orientuje się, że wpadł w sidła danej historii jak w pajęczynę i jedynym sposobem na uwolnienie się z niej, będzie przeczytać książkę do końca, a potem jeszcze poczekać ze cztery stulecia (przynajmniej), aż wszystko się w głowie ułoży. U pani Agnieszki każda chwila szczęścia opłacona jest dwukrotną ilością dramaturgii i tragizmu. Nie da się przejść obok jej historii obojętnie.

To, z czym przyszło się zetknąć Kasi, było dla mnie wyjątkowym przeżyciem. Być może dlatego, że imiona bohaterów wyjątkowo pasowały do tego, co kiedyś przeżyłam, więc nie miałam żadnego problemu z utożsamieniem się z postaciami. Nie ma tu mowy o irytujących zachowaniach, bo dla mnie wszystko było idealnie uzasadnione, wyważone i przemyślane. Nawet sam wątek miłosny, którego nie da się jakoś specjalnie ukształtować, by nie przypominał czegoś, co się doskonale zna, był dla mnie absolutną świeżością, innością, choć jednocześnie tchnął od niego taki specjalny powiew, który można odczuć czytając inne powieści tej autorki.

Podsumowując:
Chociaż jestem bardzo wyczulona na schematyczność, tutaj jej jakoś nie zauważałam. Wiele razy wspominałam o tym, że jestem masochistką, jeżeli chodzi o powieści pani Agnieszki Lingas-Łoniewskiej, i nadal nie uległo to zmianie. Nie mogę doczekać się kolejnych tomów tej trylogii i bardzo się cieszę, że moje spotkanie z Kasią najpewniej się jeszcze nie skończyło. A Katkę będę w myślach zamieniała na Kasiunię ;)

Za możliwość zapoznania się z książką dziękuję Wydawnictwu Novae Res.

Recenzja bierze udział w wyzwaniach: Book Lovers oraz Czytam opasłe tomiska.