środa, 27 listopada 2013

44. "Przywróceni" Jason Mott



Info:
Autor: Jason Mott
Tytuł: Przywróceni
Tytuł oryginału: The Returned
Wydawnictwo: Mira
Rok wydania: 2013
Ilość stron: 400

Czy masz czasem tak, że otwierasz książkę, nie mając w zasadzie pojęcia, o czym ona jest? Ja tak miałam w przypadku Przywróconych. Niby przeczytałam opis z tyłu, czego zazwyczaj nie robię, i zapoznałam się z opiniami na różnych portalach książkowych, ale chyba nic nie mogło przygotować mnie na to, co dostałam razem z powieścią. I nie mówię tu o żadnych rzeczach materialnych.

Harold i Lucille przeżyli straszną tragedię w młodości – ich ośmioletni syn Jacob utopił się w rzece podczas własnego przyjęcia urodzinowego. Przez wiele lat nie potrafili sobie z tym poradzić, ale w końcu wypracowali sobie system, który pozwolił im uniknąć kolejnych cierpień. Aż tu nagle, kilka dekad później, w drzwiach domu małżeństwa staje urzędnik z Biura ds. Przywróconych, który trzyma za rękę ośmioletniego chłopca. Musiało minąć kilka sekund, zanim Harold zdołał zmusić swój niemłody już umysł do pracy i wyszeptać tylko jedno słowo: „Jacob”. Jednak przypadek chłopca nie jest jedynym. Coraz więcej zmarłych powraca na Ziemię, a ludzie, Prawdziwie Żywi, nie wiedzą, czy to cud, czy początek końca.

Przez kilka pierwszych rozdziałów powieść wydawała mi się nieco nudnawa. W zasadzie nic się nie działo – nikt do nikogo nie strzelał, nie uciekał, nie klął... No cóż, na tym ostatnimi czasy opierają się powieści fantastyczne. Ale później wpadłam w pewien rytm i to, co wcześniej wzięłabym za szczyt monotonii, nagle okazywało się być pełną emocji sytuacją, której nie da się ot tak zrozumieć. Pan Mott stworzył niebanalną historię, która opowiada w głównej mierze o cierpieniu, ale również o miłości, dobroduszności oraz o pozostałych, już nie tak dobrych cechach ludzi. Opisuje też wiele zachowań ludzkich w sytuacjach, w których trudno o zimną krew. Bardzo utożsamiłam historię, którą czytałam, do codzienności Polaków w XIX wieku. Los Przywróconych wydał mi się zadziwiająco podobny, ale możliwe, że każda większa grupa ludzi reaguje w ten sam sposób na te same bodźce.

Bohaterowie powieści nie są papierowymi kukiełkami, które poruszą się, gdy tylko zawieje wiatr. To normalni ludzie, ścierający się codziennie z przeciwnościami losu. Ani myślą o poddaniu się – walczą do ostatniej kropli krwi (no, może nie dosłownie) i są gotowi poświęcić naprawdę bardzo wiele w słusznej sprawie. Było sporo postaci, które zapamiętałam, ale najbardziej w pamięć zapadł mi agent Bellamy. To on przyprowadził Jacoba do jego rodziców. Później co jakiś czas przewijał się przez różne wydarzenia, zawsze odgrywając niedającą się pominąć rolę. Jak się dowiedziałam, czytając „Od Autora” - pan Mott odnalazł siebie w czarnoskórym agencie. Dla mnie było to bardzo ciekawe, ponieważ rzadko autorzy odkrywają tak znaczną i istotną cząstkę siebie. Zazwyczaj kończy się na wskazaniu ulubionej postaci.

Przywróconych, spośród wieeelu książek o podobnej tematyce na rynku, wyróżnia to, że temat religii nie jest uważany za tabu. Akcja rozgrywa się w jednym z południowych stanów USA, gdzie tradycje religijne są bardzo mocno zakorzenione. Bohaterowie więc nie boją się „zrzucać” wszystkich win i zasług na Boga, wierzą również, że być może to diabeł zesłał Przywróconych. Nie ma jednak co do tego pewności, więc ci, którzy gorliwiej wypełniają plany Boże, starają się umożliwić im godne życie. Pozostali czyhają z dwururkami w rękach na chwilę nieuwagi tych pierwszych.

Tak więc powieść wypełniają skomplikowane emocje, których na pierwszy rzut oka nie da się zobaczyć. Sprawiają, że czytelnik, zaraz po przeczytaniu ostatniego słowa, chce przejść do początku i od nowa zacząć całą przygodę. Choć nie chodzi tu o przygodę w stylu Indiany Jonesa, ale raczej o swego rodzaju podróż. Podróż wgłąb siebie, swoich uczuć oraz przekonań.

Jeśli chodzi o minusy książki pana Motta: nie znalazłam. Nawet końcówka, na które zazwyczaj się uskarżam, nie miała nic, do czego by się można przyczepić. Każda historia musi mieć swój koniec. Ten był co prawda nieco depresyjny, ale nie wyobrażam sobie, że mógł być inny. Tak, moim zdaniem Przywróceni to jedna z niewielu powieści, które zakończyły się właściwie. Bez fajerwerków, wybuchów, łez, krwi. Tak krótko, jak wypowiada się słowo koniec.

       Moja ocena: 8/10

Miejscami mogłaby być nieco żywsza, chociaż i tak było bardzo dobrze, jak na historię, która w zasadzie mogłaby się wydarzyć każdemu. Nawet w naszym, zupełnie racjonalnym świecie. Zostawiła w moim umyśle głęboką szramę, która teraz będzie się bardzo powoli goić, ale, o dziwo, zupełnie mi to nie przeszkadza. Tak po prostu musiało być. Polecam tym, którzy mają choć trochę mózgu i zdolności do samorefleksji :)


Za możliwość zapoznania się z powieścią dziękuję Wydawnictwu Harlequin&Mira