Info:
Autor: Becca Fitzpatrick
Tytuł: Cisza
Tytuł oryginału: Silence
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 400
Autor: Becca Fitzpatrick
Tytuł: Cisza
Tytuł oryginału: Silence
Wydawnictwo: Otwarte
Rok wydania: 2011
Liczba stron: 400
Recenzja zawiera
spoilery części I i II.
Zazwyczaj jest tak, że
jeśli pierwsza cześć jakiejś serii jest genialna, to druga jest
gorsza, a trzecia zdradza, że została napisana na siłę. Rzadko
zdarza się, żeby kolejne tomy serii są porównywalne do pierwszego
albo, że zostawiają poprzednie daleko w tyle. A jednak, od każdej
reguły są wyjątki.
Nora budzi się na cmentarzu. Jest jej zimno i nie pamięta, jak się tam znalazła. Okazuje się, że dziewczyna zniknęła na kilka miesięcy, z których żaden nie zachował się w jej wspomnieniach. Lekarze uznają, że to wina jej podświadomości, która woli wypierać to, czego Nora doświadczyła w ciągu tego okresu, ale dziewczyna mimo wszystko stara się cokolwiek wydobyć z zakamarków swojego mózgu. W końcu to nie jest zbyt normalne, kiedy cztery miesiące życia wyglądają w głowie jak biała kartka z wgłębieniami po wytartych słowach. I kiedy wszystko co jakiś czas przysłania zmysłowa i głęboka czerń, która z czymś się kojarzy.
Po tym, jak skończyło się Crescendo, myślałam, że autorka zacznie akcję Ciszy dokładnie w momencie, w którym przerwała. Jednak stworzyła tu jakby oddzielną historię, która dopiero później ukazuje swoje powiązania z poprzednią. Do przerwanego w Crescendo wątku wraca dopiero, kiedy już wszystko się jako tako poukładało (oczywiście, biorąc pod uwagę to, że w tej serii rzadko jest cokolwiek poukładane) i kontynuuje go, splatając z dotychczasową opowieścią. Z jednej strony ta cześć jest bardziej przewidywalna od poprzednich, z drugiej jednak autorka rekompensuje to czytelnikowi, wstawiając momenty, których mało kto by się domyślił.
Jedną z główniejszych postaci, o których nie było zbyt wiele w poprzednich tomach serii, a w Crescendo gra bardzo istotną rolę jest Hank Millar. Gdyby nie on, ta cześć byłaby pozbawiona smaku i tylko powtarzałoby się to, co było wcześniej, tylko w innej kolejności. Wprowadził on do powieści powiew grozy i nieprzewidywalności, więc czyta się ją z zapartym tchem.
Po przeczytaniu Crescendo byłam bardzo... niezadowolona tym, jak autorka zakończyła powieść.
Ale teraz chyba mogę stwierdzić, że ucięcie ostatniego zdania to
jakby jej podpis na koniec. I tak jak wcześniej mnie to zirytowało,
teraz uważam, że taki zabieg potęguje napięcie i powoduje, że
jak najszybciej chciałabym wiedzieć, co się stanie z bohaterami.
Poza tym pod koniec zauważyłam lekkie podobieństwo do Romea i
Julii. Nie takie wprost, ale do tego się sprowadza. I gdybym lubiła
spoilerować, pewnie bym napisała, o co chodzi. Ale nie lubię i nie
napiszę. Po prostu - podobieństwo jest.
Moja ocena: 9/10
Jeśli chodzi o porównanie Ciszy do poprzednich dwóch tomów, ranking od najlepszej w dół przedstawiałby się tak:
1. Szeptem
2. Cisza
3. Crescendo.
I pomimo tych wszystkich
plusów, które już zdążyłam wymienić, w Ciszy nie podoba
mi się to, że momentami jest ona aż nazbyt melodramatyczna. Poza
tym jest bardzo ok.
Recenzja bierze udział
w wyzwaniu Czytam fantastykę, Book Lovers, Urban fantasy, Czytam opasłe tomiska i Kiedy kobieta przejmuje dowodzenie.