sobota, 29 marca 2014

Sobotnie gadanie z Melissą Darwood

Mało kto wie, że dzisiejszy gość mojego bloga jest Polką. Wszystko przez to, że pisze pod pseudonimem. Ale te osoby, które znają jej (tak, to ONA) powieść wiedzą, że to taka sama osoba jak my wszyscy, która także jeździ dziurawymi drogami. Ale co jej siedzi w głowie i czy zamierza dalej ciągnąć to, co zaczęła? Zapraszam na moją rozmowę z Melissą Darwood, autorką „Laristy”! :)


Natalie Rosa: Dlaczego nie napisałaś „Laristy” pod własnym nazwiskiem?
Melissa Darwood: Powodów było wiele. Względy zawodowe były pierwszym i najważniejszym czynnikiem. Pisanie to hobby dające ogromną satysfakcję. Ma jednak podstawową wadę: nie potrafi zagwarantować początkującemu pisarzowi stałych dochodów. Obawiałam się, że wydanie powieści nie będzie dobrze postrzegane przez mojego pracodawcę. Postanowiłam więc nie zdradzać się z własnym imieniem i nazwiskiem. Przyjęłam pseudonim, z którym się utożsamiam (Melissa Darwood jest zlepkiem słów, mających dla mnie szczególne znaczenie), daje szansę wejścia na zagraniczne rynki wydawnicze i zachęca szersze grono młodych czytelniczek, gustujących w literaturze obcej z gatunku paranormal romance.

Czy potrafisz wskazać to, co wpłynęło na rozpoczęcie pracy nad „Laristą”?
To był bodziec, za który dziękuję mojej przyjaciółce. To on zachęcił mnie do powrotu do czasów szkolnych. Bywało, że we wcześniejszych latach pisywałam pamiętnik, aby uporać się z nadmiarem uczuć, które buzowały we mnie jak wulkaniczna lawa. Nie pamiętam, dlaczego przestałam, ale „Larista” początkowo miała postać właśnie zapisków wspomnień, w które w pewnym momencie wdarła się fantastyka. Dalej już poszło. Choć przyznam, że początki były koszmarne. Pisanie prozy przez kogoś, kto na co dzień zajmuje się formułowaniem oficjalnych pism jest nie lada wyzwaniem. Irytacja jaka mi towarzyszyła przy doborze trafnych opisów obrazów, które mnożyły się w mojej wyobraźni z prędkością światła, można przyrównać do chęci ugryzienia jabłka przez szczerbatego. Ale im dłużej, im częściej i intensywniej angażowałam swój umysł do pracy z tekstem, tym pisanie sprawiło mi większą radość.
Okładka "Laristy"

Losy bohaterów były znane Ci od początku, czy poznawałaś je razem z nimi?
Nigdy nie wiem, co spotka moich bohaterów za kilkadziesiąt stron. Chociaż mam w głowie ogólną koncepcję fabuły, to przygody, jakie ich czekają, czekają i mnie. To jest jeden z tych najbardziej ekscytujących momentów w pisaniu, kiedy mogę zdecydować, jaką drogą podążą bohaterowie i jakie będą konsekwencje ich wyborów.

Czy coś w „Lariście” Cię zaskoczyło?
Jeśli mówimy o fabule, to chyba nie i strasznie tego żałuję. Teraz, gdy zdobyłam więcej doświadczenia, mam poczucie, że potraktowałam Larysę za łagodnie, zbyt po macoszemu. Myślę, że zrekompensowałam sobie to w dwójnasób przy pisaniu „Pryncypium” (szczegóły TUTAJ – przyp. red.). Nie oszczędzałam głównych bohaterów, ba, nawet dałam im nieźle w kość.

Nie każdy autor potrafi przeczytać własną powieść. Niektórzy twierdzą, że widzą wtedy za dużo wad, a inni, że po prostu już ich nudzi ta historia, ponieważ znają ją w całości. Jak Ty do tego podchodzisz?
Coś w tym jest. Z perspektywy czasu i nabytych doświadczeń widzę wady „Laristy” przez wielkie szkło powiększające. Lecz mimo tych wszystkich niedociągnięć, ona nadal pozostaje moją „pierworodną”, debiutancką powieścią, z którą wiążą się cudowne wspomnienia, nadzieje, porywy serca i emocje o jakich nie sposób zapomnieć.

Czy oprócz finalnej okładki „Laristy” były jakieś, znacznie od niej odbiegające, projekty?
W początkowych pracach nad redakcją „Laristy” zasugerowałam Wydawnictwu własne propozycje okładki. Jedna z nich się spodobała. Na jej podstawie przygotowali dwa zdjęcia, z których wybraliśmy jedno. Później trwały już prace nad szatą graficzną i obróbką twarzy Larysy. Chciałam aby kolor jej oczu i kolczyka był odwzorowaniem rodowego pierścienia Dunkeldów, a tajemnicza twarz wyłaniała się z mrocznej czerni.

Skąd pomysł na stworzenie istot, jakimi są Guardianie oraz jak w skrócie można wyjaśnić, kim oni tak naprawdę są?
Myślę, że zdradzając kim są Guardianie odbiorę przyjemność z czytania tym, którzy dopiero zamierzają sięgnąć po „Laristę”. Nie mam jednoznacznej odpowiedzi na pytanie, skąd pomysł na takie postacie. Po części z wiary, wyobraźni i przekonań, które ugruntowały się na podstawie moich doświadczeń. Myślę, że niezależnie od genezy ich powstania i tak każdy czytelnik spojrzy na Guardianów i Tentatorów przez pryzmat przeczytanych dotychczas książek.

Na początku „Laristy” bardzo rzucała się w oczy rola babci głównej bohaterki. Można powiedzieć, że to ona ją ukształtowała. Dlaczego to jej nadałaś tak ważną funkcję?
Pasowała najbardziej do roli mentora, którego rady i nauki zostały zakorzenione w pamięci Larysy, tak mocno, że nawet śmierć nie była w stanie ich wymazać. Postać starszej, doświadczonej życiowo i przesądnej babci, choć nieobecnej fizycznie, była niezwykle pomocna przy uzasadnieniu motywów postępowania Larysy.
"Larista" z dedykacją (fot. archiwum prywatne)

Czy to, że Larysa interesuje się malarstwem i ma bardzo duży talent do tego, ma jakieś szczególne znaczenie, czy po prostu potrzebowałaś dla niej jakiegoś hobby?
Chciałam pokazać, że Larysa jest wrażliwą dziewczyną z bogato rozwiniętą wyobraźnią. Rodzaj sztuki, jakim jest malarstwo, wymaga od twórcy, prócz talentu, właśnie tych cech.

Zastanawiam się, jakie są podobieństwa między Tobą, a główną bohaterką, ponieważ mówi się, że takie cechy najbardziej wyraźnie widać w powieściach debiutanckich.
Myślę, że naturalnym jest, że ożywiając swoich bohaterów nadajemy im cechy charakteru, które sami posiadamy. Dlatego nie tylko Larysa, ale każda z postaci w „Lariście” posiada cząstkę mnie. Larysa ma moją wrażliwość i zbyt bujną wyobraźnię, Zuzka - gust muzyczny, buntowniczą postawę i skłonność do przeklinania. Do tej pory nie mogę odżałować, że część z jej wypowiedzi zostało wyciętych w trakcie redakcji.

Gabriel, główny bohater płci męskiej, jest (myślę, że można tak powiedzieć) ideałem męskości. Był na kimś wzorowany, czy stworzony od podstaw?
Na pewno jest postacią wyidealizowaną. Nie spotkamy tego typu mężczyzny w realnym świecie. Od tego są książki - by odnaleźć w nich swoje marzenia. A Gabriel, w moim odczuciu, niezaprzeczalnie posiada cechy mężczyzny, o którym warto pomarzyć. Jest on bohaterem wykreowanym od podstaw, jednak, jak powiedział Lukrecjusz - nic nie powstaje z niczego. Książki, filmy, ludzie, których spotykam, to wszystko ma wpływ na pobudzanie wyobraźni i tworzenie nowych obrazów. I tak było też w przypadku powstania portretu Gabriela.

Czy motyw miłości od pierwszego wejrzenia użyty w powieści ma dla Ciebie jakieś szczególne znacznie, czy po prostu „coś trzeba było wybrać”?
Nie potrafiłabym pisać o czymś, w co chociaż odrobinę nie wierzę. Choć często pierwsze spotkanie dwojga ludzi nazywamy zauroczeniem lub zakochaniem, to jest to uczucie, które potrafi odurzyć jak narkotyk. Emocje, które nami wtedy rządzą, są tak silne i mało racjonalne (bo jak można zakochać się w kimś kogo widzi się pierwszy raz?), że warto było pofantazjować na ten temat i nadać głębszego znaczenia L’amore a prima vista.

Czy zarzucano Ci podobieństwo „Laristy” do jakiejś innej znanej powieści?
Z ogromną atencją czytam wszystkie recenzje. Myślę, że każdy debiutujący autor jest na nie łasy, jest ciekaw co czytelnicy powiedzą na temat jego książki. Jedne opinie dodają mi skrzydeł, drugie uczą, a jeszcze inne irytują. Oczywiście, że spotkałam się z recenzjami, w których porównuje się „Laristę" do innych powieści. Często pojawia się wzmianka o „Zmierzchu”, „Szeptem” czy „Pięćdziesięciu Twarzy Greya”. Pierwszą z tych pozycji udało mi się w końcu przeczytać i faktycznie widzę pewne podobieństwo - Larysa, tak jak Bella, też jest nastolatką.

Dlaczego zdecydowałaś się na zabieg polegający na tym, że tytuł rozdziału zawsze został użyty w nim przynajmniej raz? Czytając różne recenzje, zauważyłam, że to jest to często wytykany element.
Uznałam ten zabieg za ciekawy i oryginalny. Zauważyłam, że niektórym nie spodobał się ten element. Na szczęście liczba czytelników, którym wplecenie przysłów w treść fabuły przypadła do gustu była znacznie wyższa.

Jak ogólnie przyjęto „Laristę” i czego spodziewałaś się, wydając tę historię?
Wydając „Laristę” obawiałam się krytyki i pragnęłam, by powieść spodobała się czytelnikom. Nigdy nie jest tak, że książka podbije serca wszystkich. Szanuję gust czytelników i rozumiem, że Larista nie jest dla każdego. Najbardziej boli mnie niekonstruktywna krytyka w stylu: Nie podoba mi się, bo nie… Bach! Daję trzy gwiazdki na lubimyczytac.pl. Na szczęście takich opinii jest niewiele, a średnia ocen Laristy na wspomnianym portalu wynosi ponad 7,5 gwiazdek na 10. Myślę, że moja książka ma spory potencjał, być może miejscami niewykorzystany do końca - kładę to na karb najczęściej popełnianych błędów przez początkującego pisarza. Mimo to „Larista” została uznana przez młode czytelniczki najlepszym polskim debiutem Young-adult 2013 roku (według rankingu Paranormal Books), a już w pierwszym miesiącu od daty premiery znalazła się w TOP 10 kategorii bestseller książek młodzieżowych na empik.com i Matras Księgarnie.

Czy myślałaś o napisaniu i wydaniu drugiego tomu przygód bohaterów?
Otrzymuję od fanów sporo zapytań w tym temacie. Dlatego odpowiem Ci tak, jak im: być może. Obecnie jestem skoncentrowana na dwóch innych powieściach z tego samego gatunku. Pierwsza z nich, „Pryncypium”, przechodzi przez proces wydawniczy, druga, „Luonto”, jest w trakcie przygotowania. Do „Laristy” mam ogromny sentyment, dzięki niej zaczęła się moja przygoda z pisaniem. Gdyby Wydawnictwo zażyczyło sobie kontynuacji „Laristy”, to z wielką radością napisałabym drugi tom, gwarantując fanom solidną dawkę emocji i zaskakujących zwrotów akcji
Melissa Darwood (fot. archiwum prywatne)

Zapraszam Was do zapoznania się z moją recenzją Laristy (TU). Czekam na Wasze komentarze, jak Wam się podobała, bo, jak wiadomo, każdy ma swoje zdanie i na tym polega nasza unikalność. Poczynania Melissy możecie śledzić na jej stronie (TU). Bardzo dziękuję jej za wzięcie udziału w cyklu :)

Wywiad przeprowadzony dla akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają.
Oto, jak zwykle, kilka linków do innych recenzji:
- na blogu Wyrażone słowami