Dziś chcę Wam
przedstawić niesamowitą osobę, pierwszą, która ma niezwykłe
zainteresowania, ponieważ jeszcze z nikim oficjalnie nie rozmawiałam
na temat Orientu. Jak wielką wagę mogą mieć baśnie? I co oznacza
filiżanka na okładce jej debiutanckiej powieści, Zaklinacza
słów? Oto, jak naprawdę
powstawała historia spisana przez Shirin Kader!
Co stanowiło
inspirację do napisania „Zaklinacza słów” i wpłynęło do
decyzję od jego wydaniu?
Przyznam, że pytanie
jest trudne. Na powstanie „Zaklinacza” złożyło się wiele
różnych czynników, wiele bardzo różnych życiowych doświadczeń.
Czasem żartuję nawet, że nie jestem do końca przekonana, czy to
naprawdę ja napisałam tę książkę. "Zaklinacz"
pisał się sam, sam decydował o tym, jaki chce być. Nie miałam na
niego wpływu, nie zastanawiałam się nad tym, co będzie dalej, nie
wymyślałam. Niekiedy czułam się tylko narzędziem w czyimś ręku,
dlatego nie jestem przekonana, czy powinnam nazywać siebie pisarzem.
Najważniejsza na pewno była w tym wszystkim osoba, której
dedykowałam książkę. Nie wiem, czy bez niej znalazłabym w sobie
dość siły, żeby zmierzyć się z samym procesem pisania, bardzo
kosztownym emocjonalnie, choć przynoszącym także całe mnóstwo
niezapomnianych, fantastycznych wrażeń. Z wydaniem „Zaklinacza”
wiąże się natomiast całkiem inna historia, on po prostu czekał
na swojego wydawcę. W przeciwieństwie do wielu pisarzy, mi zostało
oszczędzone chodzenie po wydawnictwach, wysyłanie maili, pukanie od
drzwi do drzwi. Można powiedzieć, że o wszystkim zdecydował
przypadek, ale… przecież nie ma przypadków :)
Czy kultura Wschodu ma
dla Pani jakieś szczególne zdarzenie?
Z tą kulturą jestem
związana od wczesnego dzieciństwa, towarzyszy mi od wielu lat,
zarówno w postaci czytanych książek, spotykanych ludzi jak i
odwiedzanych miejsc. To nieodłączna część mojego życia i jako
taka ma znaczenie szczególne.
Dlaczego zatem
zdecydowała się Pani osadzić akcję powieści w Londynie?
Miałam przyjemność
mieszkać w Londynie przez kilka długich miesięcy. Urzekła mnie
wielokulturowość miasta, ludzie przywożący do niego własne
obyczaje, kuchnię, także swoje historie. Lubiłam wsiadać do
przypadkowych autobusów i jeździć po różnych dzielnicach.
Spisywałam swoje obserwacje, wrażenia i przemyślenia. Wiedziałam,
że pewnego dnia powstanie z nich książka.
Czy może Pani
powiedzieć, ile siebie zawarła Pani w głównej bohaterce?
Okładka Zaklinacza słów (źródło) |
Sporo, może nawet
więcej niżbym chciała. W tej książce spotkałam się z osobą,
którą byłam w przeszłości i którą jestem teraz, z kimś kim
chciałabym być i z kimś, kogo wolałabym się z siebie pozbyć.
Jakie znaczenie
odgrywa filiżanka, którą można zobaczyć na okładce?
Z tą filiżanką
wiąże się jedna z historii opisanych w książce, po części
zresztą oparta na faktach. Dawno temu, w pierwszych latach studiów,
kupiłam kobaltową filiżankę, która miała być częścią mojej
kolekcji. W ubiegłym roku podarowałam tę filiżankę na urodziny
tej samej osobie, której dedykowałam „Zaklinacza”. Nie
spodziewałam się, że filiżanka znajdzie się na okładce, ale
cieszę się, że stała się symbolem mojej książki. Wydawca
zrobił mi sporą niespodziankę.
Gdyby miał powstać
audiobook na podstawie Pani książki, kogo by Pani obsadziła w roli
lektora?
Osobę, dla której
książka została napisana.
Skąd pomysł na
posługiwanie się takim pseudonimem?
Pseudonim, podobnie
jak książka, wymyślił się sam, aczkolwiek nie było to zupełnie
oderwane od rzeczywistości. Imieniem Shirin zwracała się do mnie w
dzieciństwie studentka mojej mamy. Pochodziła z Jemenu, a ja bardzo
lubiłam spędzać z nią czas. Oczywiście bawiłyśmy się razem w
księżniczki, zamieniałyśmy dom w pałac, przebierałyśmy się w
różne stroje i to imię najbardziej utkwiło mi w pamięci. W tym
samym czasie, zapewne ze względu na swoją skłonność do
wymyślania historii i ciągłego uciekania w świat wyobraźni,
rodzice, także i inne osoby z mojego otoczenia często mówiły, że
w przyszłości będę pisać książki, że to moje przeznaczenie.
Kader to tureckie słowo, które właśnie odnosi się do
przeznaczenia. Parę lat temu przypomniałam sobie o tym, kiedy
znajomy przysłał mi piosenkę Sibel Sezal pt. „Kaderimde bu da
varmes”. To podobno stara ludowa turecka piosenka, a słowa, w
wolnym tłumaczeniu, brzmią mniej więcej tak: „byłam nikim,
żyłam z dnia na dzień, ale wtedy Bóg zesłał mi ciebie, żebym
wypełniła swoje przeznaczenie i stała się lepszym człowiekiem.”
W ten sposób powstał pseudonim.
Dlaczego baśnie
odrywają w powieści tak dużą rolę?
W kulturze Orientu
baśnie mają olbrzymie znaczenie, jedną z najważniejszych postaci
tamtejszego folkloru jest hakawati, opowiadacz. Ludzie Wschodu mają
tendencję do ubarwiania rzeczywistości, upiększania jej, wciąż
wierzą w niektóre praktyki magiczne. Książka tak silnie
zakorzeniona w tamtym świecie, musiała nawiązywać do baśni.
Czy potrafi Pani
wskazać swoją ulubioną baśń?
Przeczytałam tak
wiele baśni z różnych zakątków świata, że nie potrafię wśród
nich wskazać tej jednej, najważniejszej. Na pewno bardzo ważną
postacią jest dla mnie Szeherezada, ponieważ jako jedna z
pierwszych kobiet świata pokazała ogromną siłę inteligencji.
Ile czasu trwało
pisanie „Zaklinacza...”?
Bez mała 10 lat,
rzecz jasna z przerwami. Najpierw były przywiezione z Londynu
notatki, szkice o mieście, jeszcze bez bohaterów. Odłożyłam je
na półkę, zajęłam się sprawami zawodowymi, pisanie ograniczyłam
do recenzji dla Biblionetki i paru krótkich tekstów dla arabia.pl.
Potem wróciłam do tych notatek, pojawił się ktoś zainteresowany
wydaniem mojej książki, kto znalazł mnie w jednym z portali
literackich, gdzie czasem się udzielałam. Napisałam mniej więcej
20-25 stron i zatrzymałam się, utknęłam w martwym punkcie. Nie
udawało mi się napisać nawet zdania więcej. Postanowiłam dać
sobie spokój, urządzałam wtedy mieszkanie, otwierałam kawiarnię,
układałam życie osobiste. Parę lat później różne wydarzenia
posypały się lawinowo, przeżyłam coś na kształt rewolucji. To
był przyspieszony kurs dorastania, autorefleksji, przebudzenie ze
snu. Musiałam sobie wszystko przewartościować, zrozumieć, kim
jestem i kim chciałabym być. W tym samym czasie pod koniec
października ubiegłego roku, spełniając jedno ze swoich marzeń,
jakim było spotkanie z tureckim pisarzem Orhanem Pamukiem, poznałam
mojego wydawcę. Najciekawsze jest to, że ten nasz pierwszy kontakt
nie miał żadnego związku z „Zaklinaczem”, ale z prowadzoną
przeze mnie kawiarnią orientalną. Na facebookowej stronie lokalu
umieściłam wpis, że jadę do Krakowa, a w pociągu odebrałam
telefon z propozycją wypicia wspólnej kawy. Dawno z nikim nie
rozmawiało mi się tak fajnie. Do tego, że piszę, przyznałam się
niejako przy okazji. W połowie grudnia wysłałam plik do
wydawnictwa, te niecałe 25 stron. Nigdy nie zapomnę odpowiedzi,
jaką otrzymałam, szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że
kiedykolwiek usłyszę coś podobnego pod adresem mojego pisania.
Znów wróciłam do „Zaklinacza”, a on chyba czekał na ten
moment. Zaczął pisać się sam, sam zdecydował, dla kogo ma być i
kto ma go wydać. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W czerwcu
postawiłam ostatnią kropkę. Patrząc z perspektywy czasu dochodzę
do wniosku, że czasem trzeba dokonać życiowego przewrotu, żeby
wreszcie przejrzeć na oczy, poznać smak prawdziwego życia. Nie
żałuję nawet tych chwil, w których było mi skrajnie ciężko, bo
warto było je przetrwać, a wierzę, że wiele jeszcze przede mną.
Teraz piszę opowiadanie pt. „Droga życia”. Taką drogą,
oczywiście w przenośni, był dla mnie „Zaklinacz”.
Kto był pierwszym
czytelnikiem „Zaklinacza”? I jaka była jego opinia na
temat książki?
Mój Tata. On jest
zresztą pierwszym czytelnikiem wszystkich moich tekstów. O trzeciej
nad ranem przysłał mi SMSa o treści „jesteś genialna”, ale
nie wiem, czy można uznać to za opinię :) Potem oczywiście
rozwinął swoją wypowiedź.
Czy miejsca, które
opisywała Pani w książce, widziała Pani w rzeczywistości?
Zdecydowaną
większość.
Shirin Kader (źródło) |
Czy planuje Pani
napisanie innych powieści związanych ze wschodnią kulturą?
Tak, Orient na pewno
będzie przewijał się w kolejnych powieściach.
Gdyby miała Pani
wybierać spośród wszystkich kultur Wschodu, która z nich byłaby
na pierwszym miejscu?
Miałabym duży
problem, czy to pierwsze miejsce należałoby się kulturze
arabskiej, czy tureckiej. Każda z kultur Wschodu ma swoją
specyfikę, dobre i złe strony. Trudno tu dokonywać jakichkolwiek
wyborów.
Czy może Pani
podpisać się pod stwierdzeniem, że powieść jest inspirowana
doświadczeniami z Pani życia?
Mogę, oczywiście.
Wyjąwszy wydarzenia typowo fikcyjne, nie ma w tej książce niczego,
co nie zostałoby przeżyte naprawdę.
Mam
nadzieję, że nieco zachęciła Was ta rozmowa do zapoznania się z
debiutem tej Pani :) Ja tu, na łamach mojego bloga bardzo serdecznie
chciałam podziękować za czas, jaki mi poświęciła i ciepłe
słowa, jakie do mnie skierowała, dodało mi to skrzydeł :)
Za
możliwość przeprowadzenia rozmowy dziękuję również
organizatorkom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!
Oto
kilka linków do recenzji, które pomogły mi przygotować się do
wywiadu z Panią Kader:
- blog Everyday Book
- blog Recenzje Mystic
- kanał na YouTube Natalii Z.
- blog City with books
- blog Książka mój świat
Serdecznie
zapraszam :)