sobota, 1 marca 2014

Sobotnie gadanie z Shirin Kader


Dziś chcę Wam przedstawić niesamowitą osobę, pierwszą, która ma niezwykłe zainteresowania, ponieważ jeszcze z nikim oficjalnie nie rozmawiałam na temat Orientu. Jak wielką wagę mogą mieć baśnie? I co oznacza filiżanka na okładce jej debiutanckiej powieści, Zaklinacza słów? Oto, jak naprawdę powstawała historia spisana przez Shirin Kader!


Co stanowiło inspirację do napisania „Zaklinacza słów” i wpłynęło do decyzję od jego wydaniu?
Przyznam, że pytanie jest trudne. Na powstanie „Zaklinacza” złożyło się wiele różnych czynników, wiele bardzo różnych życiowych doświadczeń. Czasem żartuję nawet, że nie jestem do końca przekonana, czy to naprawdę ja napisałam tę książkę. "Zaklinacz" pisał się sam, sam decydował o tym, jaki chce być. Nie miałam na niego wpływu, nie zastanawiałam się nad tym, co będzie dalej, nie wymyślałam. Niekiedy czułam się tylko narzędziem w czyimś ręku, dlatego nie jestem przekonana, czy powinnam nazywać siebie pisarzem. Najważniejsza na pewno była w tym wszystkim osoba, której dedykowałam książkę. Nie wiem, czy bez niej znalazłabym w sobie dość siły, żeby zmierzyć się z samym procesem pisania, bardzo kosztownym emocjonalnie, choć przynoszącym także całe mnóstwo niezapomnianych, fantastycznych wrażeń. Z wydaniem „Zaklinacza” wiąże się natomiast całkiem inna historia, on po prostu czekał na swojego wydawcę. W przeciwieństwie do wielu pisarzy, mi zostało oszczędzone chodzenie po wydawnictwach, wysyłanie maili, pukanie od drzwi do drzwi. Można powiedzieć, że o wszystkim zdecydował przypadek, ale… przecież nie ma przypadków :)

Czy kultura Wschodu ma dla Pani jakieś szczególne zdarzenie?
Z tą kulturą jestem związana od wczesnego dzieciństwa, towarzyszy mi od wielu lat, zarówno w postaci czytanych książek, spotykanych ludzi jak i odwiedzanych miejsc. To nieodłączna część mojego życia i jako taka ma znaczenie szczególne.

Dlaczego zatem zdecydowała się Pani osadzić akcję powieści w Londynie?
Miałam przyjemność mieszkać w Londynie przez kilka długich miesięcy. Urzekła mnie wielokulturowość miasta, ludzie przywożący do niego własne obyczaje, kuchnię, także swoje historie. Lubiłam wsiadać do przypadkowych autobusów i jeździć po różnych dzielnicach. Spisywałam swoje obserwacje, wrażenia i przemyślenia. Wiedziałam, że pewnego dnia powstanie z nich książka.

Czy może Pani powiedzieć, ile siebie zawarła Pani w głównej bohaterce?
Okładka Zaklinacza słów (źródło)
Sporo, może nawet więcej niżbym chciała. W tej książce spotkałam się z osobą, którą byłam w przeszłości i którą jestem teraz, z kimś kim chciałabym być i z kimś, kogo wolałabym się z siebie pozbyć.

Jakie znaczenie odgrywa filiżanka, którą można zobaczyć na okładce?
Z tą filiżanką wiąże się jedna z historii opisanych w książce, po części zresztą oparta na faktach. Dawno temu, w pierwszych latach studiów, kupiłam kobaltową filiżankę, która miała być częścią mojej kolekcji. W ubiegłym roku podarowałam tę filiżankę na urodziny tej samej osobie, której dedykowałam „Zaklinacza”. Nie spodziewałam się, że filiżanka znajdzie się na okładce, ale cieszę się, że stała się symbolem mojej książki. Wydawca zrobił mi sporą niespodziankę.

Gdyby miał powstać audiobook na podstawie Pani książki, kogo by Pani obsadziła w roli lektora?
Osobę, dla której książka została napisana.

Skąd pomysł na posługiwanie się takim pseudonimem?
Pseudonim, podobnie jak książka, wymyślił się sam, aczkolwiek nie było to zupełnie oderwane od rzeczywistości. Imieniem Shirin zwracała się do mnie w dzieciństwie studentka mojej mamy. Pochodziła z Jemenu, a ja bardzo lubiłam spędzać z nią czas. Oczywiście bawiłyśmy się razem w księżniczki, zamieniałyśmy dom w pałac, przebierałyśmy się w różne stroje i to imię najbardziej utkwiło mi w pamięci. W tym samym czasie, zapewne ze względu na swoją skłonność do wymyślania historii i ciągłego uciekania w świat wyobraźni, rodzice, także i inne osoby z mojego otoczenia często mówiły, że w przyszłości będę pisać książki, że to moje przeznaczenie. Kader to tureckie słowo, które właśnie odnosi się do przeznaczenia. Parę lat temu przypomniałam sobie o tym, kiedy znajomy przysłał mi piosenkę Sibel Sezal pt. „Kaderimde bu da varmes”. To podobno stara ludowa turecka piosenka, a słowa, w wolnym tłumaczeniu, brzmią mniej więcej tak: „byłam nikim, żyłam z dnia na dzień, ale wtedy Bóg zesłał mi ciebie, żebym wypełniła swoje przeznaczenie i stała się lepszym człowiekiem.” W ten sposób powstał pseudonim.

Dlaczego baśnie odrywają w powieści tak dużą rolę?
W kulturze Orientu baśnie mają olbrzymie znaczenie, jedną z najważniejszych postaci tamtejszego folkloru jest hakawati, opowiadacz. Ludzie Wschodu mają tendencję do ubarwiania rzeczywistości, upiększania jej, wciąż wierzą w niektóre praktyki magiczne. Książka tak silnie zakorzeniona w tamtym świecie, musiała nawiązywać do baśni.

Czy potrafi Pani wskazać swoją ulubioną baśń?
Przeczytałam tak wiele baśni z różnych zakątków świata, że nie potrafię wśród nich wskazać tej jednej, najważniejszej. Na pewno bardzo ważną postacią jest dla mnie Szeherezada, ponieważ jako jedna z pierwszych kobiet świata pokazała ogromną siłę inteligencji.

Ile czasu trwało pisanie „Zaklinacza...”?
Bez mała 10 lat, rzecz jasna z przerwami. Najpierw były przywiezione z Londynu notatki, szkice o mieście, jeszcze bez bohaterów. Odłożyłam je na półkę, zajęłam się sprawami zawodowymi, pisanie ograniczyłam do recenzji dla Biblionetki i paru krótkich tekstów dla arabia.pl. Potem wróciłam do tych notatek, pojawił się ktoś zainteresowany wydaniem mojej książki, kto znalazł mnie w jednym z portali literackich, gdzie czasem się udzielałam. Napisałam mniej więcej 20-25 stron i zatrzymałam się, utknęłam w martwym punkcie. Nie udawało mi się napisać nawet zdania więcej. Postanowiłam dać sobie spokój, urządzałam wtedy mieszkanie, otwierałam kawiarnię, układałam życie osobiste. Parę lat później różne wydarzenia posypały się lawinowo, przeżyłam coś na kształt rewolucji. To był przyspieszony kurs dorastania, autorefleksji, przebudzenie ze snu. Musiałam sobie wszystko przewartościować, zrozumieć, kim jestem i kim chciałabym być. W tym samym czasie pod koniec października ubiegłego roku, spełniając jedno ze swoich marzeń, jakim było spotkanie z tureckim pisarzem Orhanem Pamukiem, poznałam mojego wydawcę. Najciekawsze jest to, że ten nasz pierwszy kontakt nie miał żadnego związku z „Zaklinaczem”, ale z prowadzoną przeze mnie kawiarnią orientalną. Na facebookowej stronie lokalu umieściłam wpis, że jadę do Krakowa, a w pociągu odebrałam telefon z propozycją wypicia wspólnej kawy. Dawno z nikim nie rozmawiało mi się tak fajnie. Do tego, że piszę, przyznałam się niejako przy okazji. W połowie grudnia wysłałam plik do wydawnictwa, te niecałe 25 stron. Nigdy nie zapomnę odpowiedzi, jaką otrzymałam, szczerze mówiąc nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę coś podobnego pod adresem mojego pisania. Znów wróciłam do „Zaklinacza”, a on chyba czekał na ten moment. Zaczął pisać się sam, sam zdecydował, dla kogo ma być i kto ma go wydać. Wszystko potoczyło się błyskawicznie. W czerwcu postawiłam ostatnią kropkę. Patrząc z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że czasem trzeba dokonać życiowego przewrotu, żeby wreszcie przejrzeć na oczy, poznać smak prawdziwego życia. Nie żałuję nawet tych chwil, w których było mi skrajnie ciężko, bo warto było je przetrwać, a wierzę, że wiele jeszcze przede mną. Teraz piszę opowiadanie pt. „Droga życia”. Taką drogą, oczywiście w przenośni, był dla mnie „Zaklinacz”.

Kto był pierwszym czytelnikiem „Zaklinacza”? I jaka była jego opinia na temat książki?
Mój Tata. On jest zresztą pierwszym czytelnikiem wszystkich moich tekstów. O trzeciej nad ranem przysłał mi SMSa o treści „jesteś genialna”, ale nie wiem, czy można uznać to za opinię :) Potem oczywiście rozwinął swoją wypowiedź.

Czy miejsca, które opisywała Pani w książce, widziała Pani w rzeczywistości?
Zdecydowaną większość.

Shirin Kader (źródło)
Czy planuje Pani napisanie innych powieści związanych ze wschodnią kulturą?
Tak, Orient na pewno będzie przewijał się w kolejnych powieściach.

Gdyby miała Pani wybierać spośród wszystkich kultur Wschodu, która z nich byłaby na pierwszym miejscu?
Miałabym duży problem, czy to pierwsze miejsce należałoby się kulturze arabskiej, czy tureckiej. Każda z kultur Wschodu ma swoją specyfikę, dobre i złe strony. Trudno tu dokonywać jakichkolwiek wyborów.

Czy może Pani podpisać się pod stwierdzeniem, że powieść jest inspirowana doświadczeniami z Pani życia?
Mogę, oczywiście. Wyjąwszy wydarzenia typowo fikcyjne, nie ma w tej książce niczego, co nie zostałoby przeżyte naprawdę.


Mam nadzieję, że nieco zachęciła Was ta rozmowa do zapoznania się z debiutem tej Pani :) Ja tu, na łamach mojego bloga bardzo serdecznie chciałam podziękować za czas, jaki mi poświęciła i ciepłe słowa, jakie do mnie skierowała, dodało mi to skrzydeł :)

Za możliwość przeprowadzenia rozmowy dziękuję również organizatorkom akcji Polacy nie gęsi i swoich autorów mają!
Oto kilka linków do recenzji, które pomogły mi przygotować się do wywiadu z Panią Kader:

Serdecznie zapraszam :)